Stary dąb

Avalanche

Wskoczyła i położyła się na ławce, jej ślepia błyszczały łzami

Verity

Liznęła dzieczynę po ręce.

Lucky

-Ale, że ty na nią nie zasługujesz?-Podszedł do kotki-Wiesz... Raczej mi się to nie miesci w głowie...-

Varelliane

Zdjęła kotkę z kolan.
Postanowiła podejść do A. może tym razem się uda - pomyślała i podeszła do kotki. Ukucneła przed nią.

Avalanche

Mi tak-powiedziała-bo to prawda...

Lucky

-W takim razie jakaś pokićkana...-Prychnął widząc człowieka podchodzącego go nich. Wskoczył na oparcie ławki-Raczej mnie nie uprowadzi, co?-Patrzył podejżliwie na kobietę.

Varelliane

Spojrzała na kota.

Avalanche

Nie-powiedziała, popatrzyła na Varell., spuściła wzrok

Verity

Skoczyła na L.
-Pokićkana - krzykneła oburzona.
Zepchnęła go z ławki przczym sama się glebnęła i zaczęła się smiać.

Varelliane

Wystawiła reke w kierunku A.

Lucky

-AŁA!-Krzyczał ile sił w gardle-Czemu na jeża!?-Wstał i wyjmował kolce z pleców.

Verity

-Ojć, niezauwazyłam - zasmiała się
- A tak pozatym to nalezało ci się !

Lucky

-No, ale za co? Weź mi wyjmij ten tam dalej-

Verity

Skrzywiła sie. Wyjeła kolec.

Lucky

-Heloł! Za co?-Wyciagnał następny kolec.